wyjątkowej sprawie może się okazać jedynym skutecznym chwytem.

gospodarczymi przypominał nieduże państwo, może nie suwerenne, ale w każdym razie w pełni samorządne i podlegające wyłącznie gubernialnemu archijerejowi, przewielebnemu Mitrofaniuszowi. Liczba zakonników i nowicjuszy na wyspach doszła za ojca Witalisa do półtora tysiąca, a ludność głównej osady, w której oprócz braci żyło także mnóstwo pracowników najemnych z rodzinami i domownikami, nie ustępowała liczebnością powiatowemu miastu, zwłaszcza jeśli doliczyć jeszcze pątników, których strumień, wbrew obawom przeora, nie tylko nie wysechł, ale jeszcze wielokrotnie się zwiększył. Teraz, kiedy gospodarka klasztorna stanęła mocno na nogach, czcigodny ojciec zapewne chętnie obszedłby się nawet bez pielgrzymów, którzy odrywali go tylko od pilnych spraw związanych z kierowaniem nowoararacką gminą (przecież wśród pątników trafiały się i wpływowe osoby, wymagające szczególnych względów), lecz na to już żadnej rady nie było. Ludzie nie po to wędrowali i jechali z najdalszych stron, a potem jeszcze przepływali klasztornym parowcem ogromne Jezioro Modre, by popatrzeć na przemysłowe dokonania zaradnego pasterza, tylko żeby pokłonić się nowoararackim świętościom i pierwszej z nich – Pustelni Wasiliskowej. Ta zresztą była zupełnie niedostępna dla zwiedzających, jako że znajdowała się na niewielkiej, porośniętej lasem skale, zwanej Wyspą Rubieżną, leżącej dokładnie na wprost Kanaanu, lecz nie od jego strony zamieszkanej, ale od bezludnej. Pielgrzymi przybywający do Nowego Araratu mieli zwyczaj klękać nad wodą i nabożnie przyglądać się wysepce, gdzie przemieszkiwali, modląc się za całą ludzkość, święci pokutnicy. http://www.e-medycynaizdrowie.com.pl/media/ wyostrzył rysy twarzy. Tylko oczy są wciąż te same – jak soczewki, które chciwie wciągają światło, by go już nigdy nie wypuścić. Jeszcze sypialnia. Na niezaścielonym łóżku leży arabski burnus, jedna z mniej szkodliwych pamiątek, jakie dandysi zwykli sobie przywozić z podróży na Wschód. Nad nim, rozciągnięta w złotych ramach, wisi makata. Obściskują się na niej dwaj starcy w kontuszach. Obok łóżka wodna fajka i szafeczka. Na niej lichtarz i mosiężna waza. Wewnątrz wciąż jeszcze ciepły popiół i mała, zakorkowana buteleczka z brązowego szkła.

bezchmurnym nocnym niebie. Musiała jeszcze odwalić górę papierkowej roboty. Prokurator okręgowy chciał uporać się z aktem oskarżenia do południa, więc potrzebował pierwszej partii policyjnych raportów. Rodriguez nie będzie się cackał. Morderstwo popełnione na trzech osobach. Zbrodnia tak potworna, że Daniel O‘Grady natychmiast zostanie przekazany pod jurysdykcję sądu dla dorosłych. Trzynastolatek stanowił zagrożenie dla społeczeństwa. Zamordował małe dzieci. Sprawdź rozmysłem – żeby się przejęła. Patrzył przez okno na porządne ararackie ulice, z aprobatą cmokał językiem. Odezwał się nieoczekiwanie – pani Lisicyna nawet się wzdrygnęła. – No, a z tym krokodylem to co? Znów jakiś kawał? – Moja wina, ojcze. Oszukałam ojca przeora – przyznała z pokorą Polina Andriejewna. – Winna, winna jesteś, Pelasiu. Dużo rzeczy nawyrabiałaś... No tak, doczekała się. Westchnęła ze skruchą, spuściła głowę. Mitrofaniusz zaś zaczął, zaginając po kolei palce, wyliczać wszystkie jej winy: – Przysięgę złamałaś, daną ojcu duchowemu, choremu i nawet prawie umierającemu. – Nie przysięgałam! – szybko zaprzeczyła duchowa córka. – Nie kręć. Tyś moją bezgłośną prośbę, żeby do Araratu nie jechać, jak najdoskonalej zrozumiała i głową kiwnęła, i w rękę mnie pocałowałaś. Może to nie przysięga, ty żmijo wiarołomna?