ciężkiej atmosferze. No cóż, teraz już i tak za późno.

190 - Więc co cię sprowadza, skoro nie masz żadnych nowych informacji? - Chciałem ci opowiedzieć o czymś interesującym. Jeden z moich informatorów wie coś o grupie porywaczy dzieci działającej około dziesięciu lat temu. Milla zamarła, czując zimne ciarki pełznące wzdłuż kręgosłupa. Z trudem nabrała powietrza: ściśnięte płuca zabolały - Co ci powiedział? - zapytała zdławionym głosem. - Jak na bandyckie standardy były to operacje wysokiej klasy. Dzieci przekraczały granicę na pokładzie małego prywatnego samolotu. Nie były upychane po bagażnikach samochodów i przewożone. Westchnęła cicho, wciąż nie mogąc zaczerpnąć oddechu. Samolot! A miała już koszmary o Justinie umierającym powoli w dusznym, ciasnym bagażniku, a potem wyrzucanym do rowu jak śmieć. - To niekoniecznie musi być ta sama grupa, która porwała twoje dziecko - zastrzegł Diaz. - Ale czas mniej więcej się zgadza, rejon http://www.domydrewniane.edu.pl dlaczego w niektórych krajach ludzie pogrążeni w głębokim smutku rwą sobie włosy z głowy i rozdzierają szaty. Miała ochotę coś rozbijać, rzucać, rozwalać meble. Chciała pobiec z wrzaskiem na plażę i rzucić się do oceanu. Utonięcie musi mniej boleć niż to. Wreszcie górę wzięło wyczerpanie i otępienie. Wróciła do łóżka. Poranek był jasny i ciepły Milla wstała, ubrała się i wyjrzała przez okno. Widziała wyraźnie Atlantyk właśnie przelewający się przez piaszczystą wydmę. Woda zdawała się płynąć prosto do Milli: fala za falą, fala za falą... Wzdłuż plaży ciągnął się szereg domków podobnych do tego, w którym się znajdowali. Niektóre były większe, nowe, inne stare, nieduże. W lecie ta plaża zapewne roiła się od an43

pracowitą noc. Meksykańscy farmerzy i rybacy bawili się świetnie, śpiewając chórem ludowe piosenki, wznosząc niezliczone toasty, przepijając do siebie, zamawiając kolejne flaszki. Miejscowy cantinero, czyli właściciel knajpy i barman w jednym, wyglądał na takiego, co trzyma nabitego obrzyna pod barem. Z drugiej strony - radosny, biesiadny nastrój panujący w jego spelunie wskazywał na to, Sprawdź czemuś służył. A teraz... nie było już nic. Będzie musiała powyrzucać kamienie z domu. Justin nie będzie ich potrzebował. an43 420 Od ponad trzech lat wiedziała, że nawet jeśli odnajdzie Justina, to już go nie odzyska. To właśnie w siódme urodziny synka obudziła się ze straszną świadomością, że dla niej on jest stracony. Nieodwołalnie i bezpowrotnie. Zrozumiała, że jeśli nawet uda się jej znaleźć chłopca, to przecież jego życie związane będzie już od dawna z innymi ludźmi. Wyrwanie go z tego świata oznaczałoby dla dziecka katastrofę. Milla kochała syna i właśnie dlatego rozumiała, że musi