– Skąd wiesz, co chcę powiedzieć? – Wyciągnął do niej rękę. Odsunęła się, kręcąc głową.

zbudować cholernie solidne oskarżenie. Sanders uśmiechnął się nieznacznie. Po raz pierwszy Rainie zrozumiała, że będą prawdziwe kłopoty. – Tak. Ślady prochu, wykryte na rękach i ubraniu Danny’ego O’Grady. Nagle przeobraził się w adwokata o zaciętej minie. – Czy to prawda, Conner, że oddała pani strzał ze swojej broni na miejscu przestępstwa? – Tak, już wyjaśniłam... – Czy to prawda, że przy każdym strzale emitowane są drobiny prochu? Oczywiście, ale przecież nie stałam nad Dannym... – Ale miałaby je pani na rękach, prawda? A potem, czy nie zrewidowała pani podejrzanego, Danny’ego O’Grady? Nie dotykała pani jego ubrań, ramion i rąk w poszukiwaniu broni i przy zakładaniu kajdanek? A jeśli ślady prochu, wykryte na ubraniu i dłoniach oskarżonego, w rzeczywistości zostały przeniesione przez panią? Rainie była zupełnie oszołomiona. Chryste, o tym nie pomyślała. Wszystko działo się tak szybko. Najpierw strzeliła w sufit, żeby nie zabić Shepa i jego dzieciaka. Potem musiała natychmiast skuć Danny’ego. Co niby miała zrobić? Poprosić podejrzanego, żeby grzecznie poczekał, a ona w tym czasie pobiegnie do łazienki i umyje ręce? – W laboratorium mogą zrobić więcej testów – wybąkała rozpaczliwie. – Są różne rodzaje prochu. Mogą wykazać, które ślady są które. – Och, będą próbować – zapewnił ją Sanders, na powrót przyjmując swój normalny http://www.domy-drewniane.info.pl – Jeździ pan od miasta do miasta i przesłuchuje dzieciaki, które zamordowały inne dzieci? – Tak. Pokręciła głową. Nie wiedziała, czy jest bardziej zdumiona, czy pełna podziwu. – Z wypadkami drogowymi nieźle sobie radzę – oświadczyła. – Z pijackimi burdami, bójkami na noże, nawet od czasu do czasu z domowymi awanturami też. Ale to, co się stało wczoraj w szkole... Jak można zajmować się takimi sprawami na okrągło? I nie budzić się co noc z krzykiem? – Bez obrazy, ale po prostu mam trochę więcej doświadczenia, jeśli chodzi o brutalne przestępstwa. Rainie skrzywiła się. – Dziękuję. Jakbym nie słyszała tych słów tuzin razy dziś rano. – Wyprostowała się na krześle i opuściła nogi na podłogę. – No cóż, przykro mi o tym mówić, ale wątpię, czy uda się panu pogadać z Dannym. Rodzice załatwili mu świetnego adwokata. Położył szlaban na

kamienistym występie, białą plamkę, poruszającą się na wietrze. Trzeba będzie zejść? – wzdrygnął się w myśli policmajster, ale palce już same rozpinały marynarkę. – Głupstwo – powiedział chwacko Feliks Stanisławowicz w nadziei, że ona go powstrzyma. – Zaraz przyniosę. – Tak, nie pomyliłam się co do niego. – Lidia Jewgieniewna pokiwała głową sama do Sprawdź że ludzie sztuki wywodzą rodowód od zbuntowanego anioła Szatana. Kononie Pietrowiczu! – Właściciel kliniki podniósł nagle głos i trącił malarza w ramię. – Co pan tu przedstawił? Pani Lisicyna zobaczyła, że nieco w bok od jednego z pawilonów, na poziomie dachu, namalowane jest coś dziwnego: nienaturalnie wyciągnięta postać w czarnym chałacie ze spiczastym kapturem, na długich i cienkich, jakby pajęczych nóżkach. Młoda dama mimo woli spojrzała w okno, ale niczego podobnego tam nie dostrzegła. – To mnich – powiedziała najbardziej naiwnym głosem, na jaki było ją stać. – Tylko trochę dziwny. – I to nie zwykły mnich, ale Czarny Mnich, główna kananejska ciekawostka. – Donat Sawwicz kiwnął głową. – Pani pewnie już o nim słyszała. Jednego tylko nie rozumiem... – Doktor jeszcze raz szturchnął malarza w ramię, tym razem mocniej. – Kononie Pietrowiczu! Malarz nawet nie myślał się odwrócić, a pani Lisicyna sprężyła się wewnętrznie. Czyżby korzystny zbieg okoliczności miał jej ułatwić zadanie? Ciepło, bardzo ciepło!