śmieci. Zgodnie z instrukcją na plakacie przy drzwiach umieścił tackę w odpowiednim pojemniku, zabrał pepsi i wyszedł przez przeszklone drzwi w zapadający mrok. Nie było jeszcze ciemno, ale znowu nadciągała mgła, osiadała na chodnikach, pochłaniała alejki. Myślał o żonie. Miał do siebie pretensję, że był takim idiotą, że miał klapki na oczach, jeśli chodzi o Jennifer, że nie zdawał sobie sprawy z tego, co ma, że żyje u boku kobiety, którą szczerze kocha i której ufa. – Idiota – mruknął, idąc do Sydney Hall, dwupiętrowego betonowego budynku o wdzięku i stylu więzienia. Zewnętrzne schody prowadziły na drugie piętro, drzwi na parterze z sal wykładowych wychodziły na szeroką werandę. Bentz szybko się zorientował, że w środku nie ma korytarzy. Fernando, idąc na dramatopisarstwo i zajęcia z angielskiego odbywające się w sali na piętrze, będzie musiał przejść tędy. Pił colę, obserwując owady krążące wokół lampy nad drzwiami do sali numer 134. Studenci schodzili się powoli. Być może Fernando się nie pojawi. Yolanda na pewno ostrzegła go przed Bentzem, a wcześniejsze nieobecności – na rannym wykładzie i w pracy – sugerowały, że postanowił zachować ostrożność. Teraz może już być w Tijuanie albo jeszcze dalej za meksykańską granicą. Przecież to blisko. Z drugiej strony, chłopak jest obywatelem amerykańskim, urodzonym i wychowanym w http://www.dobryneurochirurg.pl tylko po to, by się upewnić, że ukochanej córce nic nie grozi, że nie sprowadził nieszczęścia na całą rodzinę. Tylko na O1ivię. Dobry Boże, na samą myśl, że nawet w tej chwili może się znajdować w rękach mordercy... Mimo ogarniającej go paniki był w stanie rozmawiać z córką. Rozłączył się i wykonał kolejny telefon, tym razem do linii lotniczych. Połączył się z przedstawicielem, odbębnił nieuniknioną kłótnię o ochronie prywatności i dowiedział się, że owszem, O1ivia była na liście pasażerów, i tak, samolot wylądował kilka godzin temu, co zresztą już wiedział, bo z nią rozmawiał. Linie lotnicze nie miały dla niego żadnych innych informacji. O1ivia zaginęła między lotniskiem a posterunkiem. – Na lotnisku mają kamery – powiedział do pozostałych. – Przy drzwiach wejściowych i w punkcie odbioru bagażu. Chciałbym przejrzeć nagrania. – Zrobimy to. Pod warunkiem że nie uda nam się skontaktować z Petrocelli – zaznaczył
– Niedługo wrócę do domu – obiecał, ale oboje wiedzieli, że to tylko słowa. Nie miał pojęcia, kiedy ponownie zawita do Nowego Orleanu. – Daj nam znać, kiedy upolujesz ducha. – Dowcipnisia. – Czasami. – Aż za często. Zadzwonię. Sprawdź – Opowiada pan bzdury. Poproszę kluczyki. – Nie ma mowy. Zdjął jej okulary przeciwsłoneczne i napotkał spojrzenie zielonych oczu, równie pełne życia i namiętności, jak u Jennifer. A jednak było coś, co się nie zgadzało. Czuł w głowie pulsowanie, miliony pytań przebiegały mu przez głowę. Kim ona jest? Dlaczego to robi? Skąd się wzięła? – Przez ciebie zginęły dwie kobiety. Coś błysnęło w jej oczach. Cofnęła się. – Co? Zginęły? Nie. – Shana McIntyre zamordowana we własnym basenie. Słyszałaś o tym, prawda? Wydawała się naprawdę wstrząśnięta. – Myśli pan, że ja... ? Boże, nie. Nie miałam z tym nic wspólnego. – ALorraine Newell? Pamiętasz ją? Patrzyła na niego pustym wzrokiem, jakby nigdy o niej nie słyszała.