gdyby sytuacja była inna, gdyby to był własciwy moment,

Kylie nie chciała płakac ani u¿alac sie nad soba, postanowiła wyrównac rachunki. Ze swoim ojcem i ta rozpieszczona, uprzywilejowana przyrodnia siostra. Najpierw jednak musi sie z nimi spotkac. Aby tego dokonac, opracowała pewien plan - pierwszy z wielu. Nie zwlekała, by wprowadzic go w ¿ycie. Miała zaledwie pietnascie lat, kiedy zaczeła wymykac sie sama na miasto. W ksia¿ce telefonicznej znalazła adres firmy Amhurst Limited i pewnego dnia weszła do biur swojego ojca, gdzie elegancka sekretarka poinformowała ja obojetnie, ¿e pan Amhurst ma spotkania przez cały dzien i jest zbyt zajety, aby sie z nia spotkac. - W takim razie zaczekam - powiedziała Kylie i usiadła w jednym z foteli stojacych w holu, z udawanym zainteresowanie przegladajac „Wall Street Journal”. Na skórzanych kanapach siedzieli me¿czyzni w garniturach, otwierajac i zamykajac swoje teczki. Wzywani pojedynczo przez sekretarke, znikali za drzwiami z drewna wisniowego, na których lsniły złote litery „Conrad Amhurst, Prezes”. Kylie nie ruszała sie ze swojego miejsca, choc miała wra¿enie, ¿e za chwile peknie jej pecherz. http://www.dobre-budownictwo.com.pl/media/ chusteczke do kieszeni i wło¿yła okulary. - Ludzie pokroju tej ¿mii karmia sie takimi plotkami, nie pozwalaja o nich zapomniec. - Spojrzała na Marle. - Zapewne dlatego, ¿e sami nie maja czystego sumienia i zawsze odczuwaja ulge na mysl, ¿e komus innemu grunt pali sie pod nogami. No, ale zostawmy 145 to na razie - powiedziała, konczac temat. - Nie sadzisz, ¿e przed kolacja powinnas troche odpoczac? - Spojrzała na zegar stojacy w holu. -I chyba czas na twoje leki. Sadze, ¿e Carmen ju¿ ci je przygotowała i zostawiła w sypialni. Marla chciała sie sprzeciwic, ale postanowiła nie marnowac cennej energii. Czuła zmeczenie, znowu zaczynała ja bolec głowa.

pozbyc sie poczucia winy, jakby naruszała czyjas prywatnosc. - Głupia, to przecie¿ twój ma¿. Nie macie przed soba tajemnic. Ale wiedziała, ¿e to nieprawda. Czuła, ¿e jest inaczej, ¿e maja przed soba wiele tajemnic, ¿e ¿yja wsród sekretów i kłamstw... Sprawdź jedną ręką. Przerzucił ją sobie przez ramię; wiła się zapamiętale, czując, jak adrenalina dodaje jej energii. - Zabiję cię! - krzyknęła, kiedy zaczął pokonywać ogrodzenie. Wyrżnęła głową w konar drzewa i świat znowu zawirował jej przed oczami. Ale nie chciała dać za wygraną. Nie podda się bez walki. Ma dla kogo żyć, tak wiele jest do zrobienia. Elizabeth i Nevada... och Boże, musi pomóc Nevadzie. Zaczęła walczyć jeszcze zajadlej. - Na miłość boską... - Udało mu się wylądować po drugiej stronie ogrodzenia. Oboje leżeli na ziemi, po czym on usiadł na Shelby okrakiem i próbował stłamsić jej opór. - Teraz posłuchaj mnie... jeśli chcesz żyć i chcesz, żeby ta twoja córka wyrosła na kobietę, to będziesz robić to, co ci każę. - Elizabeth w to nie mieszaj. - Tylko pod warunkiem, że ty się uspokoisz, Shelby. Inaczej skrzywdzę ją - oznajmili wiedziała, że on nie żartuje. W jego oczach odbijał się piekielny blask ognia. Spocony przyłożył rękę do jej gardła. - A chyba nie chciałabyś, żebym ją skrzywdził, co? I nie chciałabyś, żebym jej zrobił to, co zrobiłem tobie, nie chciałabyś, żeby cierpiała, prawda? Shelby walczyła z obezwładniającym lękiem. Przez zaciśnięte zęby wycedziła: