furgonetki. Troche ju¿ ochłoneła, ale na policzkach ciagle

usunac te druty, wiec bede ju¿ mówiła wyrazniej. - Swietnie. Sprawdze tylko, czy wielebny ma jutro czas miedzy trzecia a czwarta. Mo¿e uda mi sie te¿ przyciagnac Montgomery'ego. - Dobry pomysł. Im wiecej, tym weselej - powiedziała Marla. Odło¿ywszy słuchawke, zobaczyła Eugenie spogladajaca na nia ze zmarszczonymi brwiami. - Zaprosiłas kogos na jutro? - Tylko rodzine - odparła Marla, ura¿ona wyrazem niezadowolenia na twarzy tesciowej i tonem wy¿szosci w jej głosie. - Cherise i jej me¿a, wielebnego Donalda. - Dobry Bo¿e. - To samo powiedziała Cherise... - rzuciła Marla, wchodzac po schodach. Stojac na drugim podescie, przechyliła sie przez porecz. - Mo¿e te¿ przyjdzie jej brat-dodała. Dziecko przestało płakac. - Montgomery. Cudownie - wycedziła Eugenia przez zacisniete zeby. - To powinno byc interesujace. Amen, pomyslała Marla, idac po schodach. http://www.dobrabudowa.com.pl/media/ zachodzie. Boże, dlaczego? Przecież wszystko, czego mogła chcieć, to wszystko znajdowało się tutaj. Nie dość, że w przyszłości odziedziczy nieograniczone bogactwo, to jeszcze ma kochającego ojca. Ze wzruszenia Katrina przełknęła ślinę i zamrugała. Nie będzie płakać, do diabła. Podniosła szklankę, wysączyła resztki mountain dew i schrupała kilka topniejących kostek lodu. Jerome Cole był debilem, który ani trochę nie zadbał o swoje drugie dziecko. Ukrył też własną wnuczkę przed jej matką, zasłużył więc na wszystko, co go spotkało. Katrina miała tylko nadzieję, że to od niej sędzia otrzyma to, na co zasłużył. Ross wyrżnął pustą szklanką w kontuar. Tłum w White Horse znacznie się przerzedził. Zostało tu tylko kilku starych pijaków, ale plotka, która zainspirowała większość rozmów, wciąż robiła mu zamęt w głowie. Chodziło o reporterkę, sędziego i Shelby Cole. Snuto domysły, że Katrina jest nieślubnym dzieckiem i że przyjechała tutaj, żeby załatwić własne sprawy. Śmieszne, ale nie wspomniała mu o tym, kiedy ucięli krótką pogawędkę poprzedniego wieczoru. Może nadeszła pora, żeby złożyć jej wizytę. Ale przede wszystkim liczyły się jego cele - mała gra, w którą uwielbiał grać.

jednym rogu, a w drugim imie, nazwisko, adres i numer telefonu Cherise wraz z danymi jej me¿a, wielebnego Donalda, i adresem koscioła, do którego nale¿eli. - Wiedz tak¿e - 152 poło¿yła drobna, miekka raczke na jego dłoni - ¿e modle sie za Marle. Za Aleksa. Za ciebie. Donald tak¿e sie modli. Sprawdź marki El Camino. Za kierownicą, z rozwianymi czarnymi włosami i papierosem w czerwonych, wilgotnych ustach, siedziała Vianca Estevan, córka człowieka, którego wedle powszechnej opinii Ross McCallum wyprawił przedwcześnie na tamten świat. Zbyt duże okulary przeciwsłoneczne zakrywały dobrze znane Shepowi oczy - oczy, które płonęły niczym węgielki. Jedno krótkie spojrzenie - i już zauważył, że Vianca ma na sobie głęboko wyciętą, białą koszulkę, która częściowo obnaża jej piersi. Kiedy wrócił do domu, zacisnął zęby, próbując zignorować kolejną erekcję. Tymczasem Peggy Sue kroiła cebulę, a bekon skwierczał w rondelku na płycie piekarnika. Krople rozgrzanego tłuszczu, podskakiwały i spadały na blat. - Wspaniale pachnie. Nic nie odpowiedziała. Sięgając do lodówki po następne piwo, pomyślał, że jego żona jest ostatnio podenerwowana. Zerknęła tylko na niego, zacisnęła wargi i nie gderała. Wiedziała, że nie warto. Shep przyglądał się jej i znowu poczuł twardość w spodniach. Ile to czasu się nie kochali? Tydzień? Dwa? Długo. Próbował przytulać się do niej co noc, ale ona ciągle powtarzała, że nie jest w nastroju, a potem odwracała się na bok w ich