za konieczne tego ukrywać. No, ale nic, kochaneczku, fakciki, tak czy inaczej, mi

z bożej łaski. 21/86 – Łeb sobie roztrzaskasz. – Albo wyrosną mi skrzydła. – Cudów ci się zachciewa. – Cud, nie cud, ale dzisiaj do gołej dupy cię ogram, a potem puszczę w miasto! – Po moim trupie – warczy Gruszczyński, jakby chciał sczerniałymi siekaczami odstraszyć Podhoreckiego od worków z pieniędzmi. Zegna się z nimi jak z trumną kochanki i podaje bankierowi. Jest nim jak zwykle stary Józef Swiderski, który dla dodania powagi urzędowi stara się ugładzić chłopskie niechlujswo i zmusić do posłuchu ostatni pluton siwych włosów. Dawny czwartak, głodny i obdarty, przed pięcioma laty zjawił się w szulerni na Saint-Estèphe. Przywabił go szyld dobroczynnego Towarzystwa Mąki i Wody, który jest http://www.dobra-protetyka.com.pl/media/ sukinsynem. Chyba... chyba po prostu wiedziałam, że wróci. Przecież mama nie żyła i mógł teraz robić, co mu się podobało. Nie miałam broni. Byłam za młoda, żeby legalnie kupić pistolet. Przychodziła mi do głowy tylko nasza strzelba. Pojechałam więc do miasta. Poczekałam do szóstej, kiedy zamyka się posterunek. Wiedziałam, że ochotnicy są na patrolu. Automatyczna sekretarka podawała domowy numer szeryfa, biuro było więc puste i bezpieczne. Włamałam się tam. – Nie było żadnego alarmu? Rainie uniosła brwi. – W Bakersville? Zresztą kto jest na tyle głupi, żeby włamywać się do biura szeryfa? Nawet teraz często zapominamy zamykać drzwi na klucz. Nie mamy drogich ekspresów do kawy, których trzeba by pilnować. – Ale trzymacie w biurze dowody. – W specjalnym sejfie na zapleczu. Teraz jest sejf. Bardzo solidny, trudno byłoby go

jechać do Portland i lepiej przycisnąć Avalonów. Tym razem zamierzał wziąć ze sobą zdjęcia. Usiądzie naprzeciw ojca Melissy i podetknie mu te materiały pod nos, żeby przekonać się, jaką wywołają reakcję. Rainie przypadło w udziale sporządzenie listy wszelkiego typu hoteli z całego wybrzeża. Niezbyt oddalonych od Bakersville. Niezbyt oddalonych od Seaside. Może nawet trzeba będzie uwzględnić pensjonaty prowadzone przez staruszki. Lub rzadko odwiedzane chaty Sprawdź spełzły resztki uśmiechu. – Wiem o twojej żonie, o dzieciach, o ucieczce. Wszystko. – Komisarz kładzie nacisk na ostatnie słowo. – Każdy na moim miejscu strzeliłby sobie w łeb – szepcze Podhorecki, jakby chciał się wyspowiadać wszystkim nieboszczykom w La Morgue. – Ale ty okłamujesz samego siebie, że życie jest jeszcze okrutniejszą karą? – dopowiada komisarz. – Żałosny wykręt jak na hazardzistę i dziwkarza. Rodacy mają cię za bohatera, a ty? Dość osobliwą odbywasz