Ale i tak nie chciał na to patrzeć. - Na pewno…? - Na pewno – uciął. Wszedł niepewnie do klubu, przeciskając się przez tańczących mężczyzn, podchodząc do baru i zamawiając piwo. Odetchnął ciężko, mimowolnie się uśmiechając. Wreszcie sobota! Ale i tak strasznie się denerwował! Musi mu się wszystko udać, bo po prostu Książę musi być jego. Nie ma innej opcji! To on w końcu był księżniczką. Ustawił się w najbardziej widocznym miejscu przy barze, opierając się o niego nonszalancko ze swoim piwem i rozglądając się ukradkiem po klubie, ale nigdzie nie potrafił dostrzec Adama… Nagle koło jego ucha ktoś zagwizdał z podziwem. Podskoczył przestraszony, spoglądając na mężczyznę stojącego tuż obok. Jakiś wysoki szatyn z włosami zaczesanymi do tyłu i tunelem w uchu. Ubrany był w obcisłą, czarną bluzkę na ramiączkach i jakieś szerokie spodnie. Ale mimo wszystko był nawet przystojny. No i miał przyjemnie umięśnione ramiona. - Chyba masz szczęście – zaśmiał się chłopak, popijając swoje piwo i spoglądając na coś za Krystianem, dlatego blondyn w pewnym momencie myślał, że szatyn nie mówi do niego. Obejrzał się do tyłu w poszukiwaniu innego rozmówcy, ale nikogo http://www.dietaizdrowie.net.pl wejścia. Oparła się o drzwi. - Nie pocałujesz mnie? - spytała zdławionym głosem. - Oczywiście. Zrobię to, kochanie, choć jestem tylko nędznym młodszym synem. - Nie ma w tobie nic nędznego. - Objęła go mocno. Żeby tylko Kozacy jej nie spostrzegli! Miała nadzieję, że nie będą się uważnie przyglądać całującej się parze. Alec spojrzał jej prosto w oczy. - O co chodzi?! - syknęła. - Nie jestem pewien czy naprawdę tego chcesz. Miał sporo racji, więcej niż sądził. Z drugiej strony jeszcze nigdy nie znalazła się tak blisko mężczyzny. Niemal zapomniała o Kozakach. - Ależ ty się cała trzęsiesz! - Trochę mi zimno. - Muszę cię w takim razie ogrzać. - Osłonił ją rozpiętym płaszczem. - Czy tak lepiej?
zdoła wyjechać na nim za bramę. - Hej! Co ty tam robisz?! Nieoczekiwanie w drzwiach stanął stajenny. Rzucił miotłę i podbiegł do niej. Jego wrzask zaalarmował Kozaków. Becky ścisnęła konia kolanami, kurczowo uczepiona jego grzywy. Kasztanek zarżał. Poczuła, że się ześlizguje, lecz nie rezygnowała. - Jazda! - Kolejny raz szturchnęła go gniewnie piętą, ale koń po trzech gwałtownych Sprawdź i upadł. Becky obróciła go w rękach i wydała stłumiony okrzyk. Do tylnej ścianki przymocowano mały skórzany woreczek. Drżącymi palcami rozsupłała rzemyki i zajrzała do środka. Miała rację. Tkwiła tam Róża Indry! Z radości aż zakręciła się w koło. Nagle usłyszała chrapliwy jęk. Zamarła. Dźwięk dochodził z przyległej izby. Coś się w niej poruszyło. Może ranne zwierzę, bo odgłos świadczył o bólu. Czyżby dziki kot? Kolejny jęk nie przypominał jednak miauknięcia kota. Może jakiś stary włóczęga, uciekinier z domu pracy przymusowej, poszukał tu sobie schronienia? Zebrała się na odwagę i podeszła bliżej. - Kto tam? - spytała półgłosem. Uchyliła drzwi i poczuła odór stęchłego moczu i krwi. Coś zaszurało w kącie. - Kto... tam... jest? - Aidez - moi! - szepnął ktoś. Nogi się pod nią ugięły, gdy w kącie zaczęła z trudem dźwigać się na nogi jakaś postać. Becky ujrzała przed sobą bosego mężczyznę w podartych