Wystarczyło, by zamknął oczy, a widział je znowu: nagie, zwrócone twarzami do siebie,

nadal usiłowała mydlić mu oczy. – Dlaczego to robisz? Dlaczego mnie nękasz? Czego chcesz? Dlaczego byłaś u mnie w domu? – Zazwyczaj milczący, pozwala! podejrzanym gadać bez ładu i składu, ale teraz nie mógł powstrzymać pytań cisnących się na usta. W końcu dręczyły go od dawna. – U ciebie w domu? – Nie pamiętasz? Domek pod Nowym Orleanem? – Co? – I szpital.. Stałaś tam, w progu. Kiedy się ocknąłem ze śpiączki. I na molo w Santa Monica. I jeszcze w starym zajeździe w San Juan Capistrano. Milczała. Stadko gołębi usiadło na chodniku za jej samochodem. Bentz patrzył, jak zbierają okruchy i wzbijają się w powietrze, gdy nadjechał kolejny samochód. Nie odpowiadała. Zacisnął pięści. – Dzwoniłaś do mnie, do mojej żony, i jesteś wplątana w dwa morderstwa. Dość tego. Jedziemy na posterunek. – Sięgnął do kieszeni po kluczyki do jej wozu. – Wsiadaj. Ja prowadzę. – Chwileczkę. – Coś ci się nie podoba, Jennifer? – Ja... – Odwróciła wzrok, wpatrywała się w dal, w przednie szyby samochodów lśniące w ostrym słońcu. Czy może jej zaufać? Nigdy! Ale ma tyle pytań... http://www.dentysta-krakow.info.pl wewnętrzne podwórze – kwadrat otoczony z dwóch stron rzędem drzwi do pokojów. Na pierwszym piętrze widniał ciąg balkonów. Całe podwórze spowijały cienie, kładły się na poobijanej, połamanej rzeźbie świętego Michała. Słońce nikło za wieżą. Na razie, idzie jak po maśle, pomyślał. Miejsce było puste. Przepełnione samotnością. Idąc wzdłuż ściany, zerkając przez nieliczne brudne szyby, które jeszcze zostały w oknach, mało brakowało, a nastąpiłby na szczura, który znienacka pojawił się w szczelinie. Nie tak Bentz wyobrażał sobie romantyczną kryjówkę. W każdym razie nie tak, jak zajazd wyglądał teraz. Dzisiaj można by tu nakręcić horror. Podchodząc kolejno do drzwi, poczuł dreszcz na plecach. Wszystkie były zamknięte. Siódemka, pokój narożny, nie różnił się pod tym względem od innych. Numer zwisał

– zatoczyła łuk ręką obejmując tym gestem całe pomieszczenie i klatkę – ostatni akt. Koniec. Dzisiaj wszystko się kończy: zagadki, przebieranki, lata czekania. Samotność. – Jej głos się załamał. – Wreszcie będzie po wszystkim. A wiesz, jak? – Uśmiechnęła się zimno. – Zaraz ci powiem. – Jej usta rozciągnęły się w szerokim uśmiechu. – Zatopię łódź. Dzisiaj. – Co? – O1ivia jęknęła. Ogarnęła ją dławiąca fala paniki. Boże, nie mówi poważnie. Ale w głębi serca wiedziała, że ta wariatka, morderczyni, która poprzysięgła Bentzowi zemstę, Sprawdź były zamknięte, ale kiedy pchnął wiekowe deski, uchyliły się i zobaczył wewnętrzny korytarz. Na jednym jego krańcu kryły się schody przeciwpożarowe. Spojrzał w drugą stronę – korytarz biegł wzdłuż ściany budynku, by w końcu przejść w klatkę schodową prowadzącą do recepcji. Sprytne, pomyślał. Tajemne wejście dla księdza, który pewnie wolał, by go nie widziano, jak znika za drzwiami pokoju numer 7, pokoju kochanki. Bentz, posępny i smutny, wrócił do pokoju. Ich pokoju. Dręczyły go wspomnienia, rozpacz i wyrzuty sumienia. Niewykluczone, że właśnie tu poczęli Kristi, jeśli wierzyć Shanie McIntyre. Oczywiście możliwe, że kłamała; może wiedziała o tym miejscu z własnych tajemniczych wypraw? Shana nigdy nie ukrywała, że go nie lubi. Pewnie chętnie zrobiłaby mu taki numer, choćby po to, by patrzeć, jak cierpi. Niemal wyczuwał w powietrzu zapach zakazanego, zapomnianego seksu, gdy przyglądał