— Pragnę... należeć do ciebie. Chcę być z... tobą.

- Na pewno nie bardziej niż ja. - Wiem. Groosi jest na mnie zła, że zadzwoniłam na policję bez pytania, Chloe też się wścieka... - Myślisz, że możemy jej ufać? - Raczej tak. Jest zbyt wystraszona, że wykryją jej fałszerstwa, aby miała nas wydać. - Uśmiechnęła się figlarnie. - A jak mleko się rozleje... No cóż, jest przecież naszą małą siostrzyczką i nas kocha. 277 Imogen milczała przez chwilę. - Mimo wszystko lepiej było nie mówić o mamie. - Wiem, wiem. - Nie mogę w to uwierzyć - powiedziała Kat przez telefon. - To nie do pojęcia! Co za potwory! - Nie powinienem zawracać ci głowy - kajał się Matthew. - Z całą pewnością powinieneś. A skoro już to zrobiłeś, to przyjedziesz do mnie na obiad. - Nie chcę ci sprawiać kłopotu. - Możesz mi sprawić tylko jeden: nie przyjechać. - Przecież rano masz rozmowę kwalifikacyjną. - I co z tego? Chyba mogę zagotować wodę i wrzucić do niej makaron. http://www.datman.pl prezentach, które zgodnie z dodaną do życzeń instrukcją obaj chłopcy mieli odebrać u FAO Schwarza*. Szczur... Może nawet dwa szczury. Pamiętając dokładnie, którego dnia zostawił do wysłania koperty dla bratanków, zagadnął o to Izabelę, bo to ona zwykle zajmowała się rodzinną pocztą. - Wysłałam wszystko, co leżało na stole - zapewniła go - ale nie widziałam żadnej koperty do Stanów. - Powinny być dwie, niebieskie, średniej wielkości. - Nic takiego nie było. Na pewno bym zapamiętała. - Na pewno - zgodził się Matthew. - Musiałem coś pokręcić. * Znany nowojorski sklep z zabawkami.

pytanie - to właściwe, jak z sennego koszmaru, które paliło ją w środku, odkąd usłyszała o śmierci Izabeli. - Czego chcesz, Imo? - dopytywała się Flic cichym, nieprzyjemnym głosem. Imogen usiadła w nogach łóżka. - Muszę zapytać. Sprawdź Edward zatrzymał się i popatrzył na nią, marszcząc brwi. Jej pytanie przywołało bolesne wspomnienia, których wolałby teraz uniknąć. Ale w głosie Belli pytającej z troską o jego dzieciństwo brzmiało coś niewypowiedzialnie słodkiego i kojącego. - Wychowałem się w pałacu, razem z innymi dziećmi - odpowiedział lekko. - Żyliśmy tam jak jedna rodzina. A więc Edward został opuszczony przez swoich rodziców tak samo jak ona przez swoich. Nie zastanawiając się, co robi, Bella wyciągnęła dłoń i dotknęła jego ramienia w geście współczucia, ale pod wpływem bezpośredniego kontaktu cały altruizm natychmiast wywietrzał jej z głowy. Serce waliło jak oszalałe, zalał ją żar i pragnienie, by być z nim, tylko z nim i na zawsze. Wyobraźnia podsuwała obrazy ich fizycznej bliskości i gorących wzajemnych pieszczot. Zupełne szaleństwo. Jak mogła sobie pozwolić na to uczucie? Edward drgnął i spojrzał na dłoń Belli spoczywającą na swoim ramieniu. Nikt jeszcze, nawet kiedy był dzieckiem, nie okazał mu tak jednoznacznie i po prostu współczucia. Ale przypomniał sobie szybko, że ta kobieta miała wielu kochanków. Mogła opuścić go nawet łatwiej i zranić jeszcze mocniej, niż zrobił to ojciec. Podniósł rękę z zamiarem strząśnięcia dłoni Belli ze swojego ramienia, ale ku swojemu zdumieniu zamiast tego nakrył jej dłoń swoją dłonią, tak jakby chciał ją tam zatrzymać. Jak cisza mogła być tak intensywna i pełna głębi? Ciężka od zmysłowej obietnicy? Bellę ogarnęła panika. Nie była na to gotowa, a przede wszystkim bała się bólu odrzucenia. Wysunęła swoją dłoń spod dłoni Edwarda. - Miałeś mi pokazać część przeznaczoną dla kobiet - przypomniała mu. - Tędy - odpowiedział krótko, odwrócił się pospiesznie i podążył korytarzem.