- Kimberly...

Quincy wreszcie zrozumiał. – Pracujesz nad listą ewentualnych podejrzanych. – Tak, federalni potrafią jednak szybko załapać, w czym rzecz. Uniósł brwi. Może Rainie była u kresu wytrzymałości, ale język miała ostry jak brzytwa. – Mogę zapytać, kogo wpisałaś? – Charliego Kenyona, dyrektora Vander Zandena, tajemniczego faceta w czerni, a teraz Richarda Manna. – Myślałem, że dyrektor ma alibi. – Na pierwszy rzut oka, ale nigdy nie wiadomo, co się okaże, kiedy zaczniesz naciskać. – Charlie Kenyon. Niewykluczone – zastanawiał się na głos Quincy. Uznał, że lepiej nie przeciwstawiać się Rainie. – Starszy chłopak. Podatny na wpływy dzieciak. Wiemy, że Kenyon kilkakrotnie podpadł policji i że kręcił się koło szkoły. Mam więcej wątpliwości co do dyrektora. Nawet jeśli panna Avalon zerwała romans, trudno jest mi sobie wyobrazić, żeby rozwścieczony Vander Zanden strzelał do dwóch uczennic, a jeszcze trudniej, by zdołał nakłonić Danny’ego do wzięcia winy na siebie. – Silny autorytet. Danny nie potrafi sprzeciwić się własnemu ojcu, a co dopiero dyrektorowi szkoły. Poza tym przypomnij sobie ostatnie słowa Danny’ego podczas przesłuchania. Dzieciak się boi. Kiedy jest się w szkole podstawowej, kto wydaje się najbardziej wszechwładny i wszechwiedzący? Logika jej wywodu była bez zarzutu. http://www.blatygranitowe.org.pl/media/ zagłębiając się w otchłani zmysłów. Potem Rainie zasnęła pierwsza. Quincy pomyślał, że też mógłby się zdrzemnąć, ale był za bardzo rozbudzony. Promienie słońca wpadały przez okno. Leżał na plecach. Rainie wsparła głowę na jego ramieniu i obejmowała go w pasie. Od czasu do czasu przesuwał palcem po nagiej krągłości jej ramienia i cieszył się, gdy przytulała się do niego jeszcze bardziej. Zachwycał się, patrząc, jak ona śpi. Ciemne włosy opadały w nieładzie na poduszkę. Różowe usta były rozchylone, Rainie sapała lekko. Pół kobieta, pół dziecko. I cała należała do niego. Znowu pogłaskał jej ramię. Mruknęła coś cicho przez sen. - Nigdy cię nie skrzywdzę, Rainie - powiedział cicho. Potem spojrzał na telefon, który, jak wiedział, powinien wkrótce zadzwonić. Trzeba było wrócić do polowania, do zabawy w psychopatyczne zabijanie.

- Tak, ale... - odpowiedziała, kręcąc głową. - Chcę tylko powiedzieć, że to ich nie przekonuje o twojej niewinności. Przynajmniej nie do końca. Jesteś byłym mężem. Tym łatwiej uznać cię za głównego podejrzanego. - Nie zabiłem Elizabeth. - Oczywiście, że nie! - Mówię poważnie. Jesteś dobrą agentką. A ja nie zabiłem mojej żony. Sprawdź Kimberly też to wiedziała. Przyglądała mu się, oczekując czegoś więcej, niż jej dawał. Quincy żałował, że nie wie, co robić w takich chwilach. Chciał, Żeby jego córka czuła się bezpieczna i pewna siebie. Brakowało mu Elizabeth, ponieważ w takich chwilach zawsze była lepsza. On miał doktorat z psychologii, ale Bethie była matką. - Kocham cię, Kimberly - wyznał. - Tato... - Nie chcę jechać. Może czasami wygląda na to, że chcę. Może oboje mylimy poczucie obowiązku z pragnieniem. Ale to jest obowiązek. Montgomery ma o dziadku informacje, które muszę poznać. Na dodatek twierdzi, że przekaże je tylko mnie. Minęło czterdzieści osiem godzin. Jeśli Wkrótce nie odnajdę dziadka... - Quincy zamilkł. Jego córka kształciła się na policjantkę. Musiała wiedzieć, że szanse na odnalezienie dziadka maleją