deprymujące, chociaż pewnie mogłaby minąć go na ulicy w ogóle nie zwrócić na niego uwagi. Nie sprawiał wrażenia szaleńca, psychopatycznego mordercy Wręcz przeciwnie, wyglądał na opanowanego człowieka, który do wszystkiego odnosił się obojętnie. an43 97 Jego krótko obcięte czarne włosy i twarz pokryta jednodniowym zarostem nie wzbudzały podejrzeń. Oliwkowy T-shirt był czysty, tak jak czarne dżinsy i buty na grubej podeszwie. Krótkie rękawy koszulki opinały bicepsy mężczyzny; raczej żylaste niż napakowane, z wyraźnie widocznymi mięśniami i żyłami. Jeśli w ogóle miał przy sobie jakąś broń, to chyba tylko w bucie. Nie było to specjalnie pocieszające, tak samo zresztą jak pozornie swobodna i zrelaksowana poza przybysza. Wąż mógł uderzyć bez ostrzeżenia, ale na myśl przyszedł jej nie wąż, tylko pantera. Jak to było u Ogdena Nasha? „Gdy woła pantera, zamieraj". Problem polegał na tym, że ona sama przywołała tę panterę i teraz musiała jakoś sobie radzić. Oprócz tego jednego momentu, gdy spojrzał na kurczowo splecione dłonie przerażonych kobiet, nie oderwał wzroku od twarzy http://www.beton-dekoracyjny.org.pl an43 98 - To pionek. Nic nie znaczy - jego wymowa zdawała się dziwna, tak jakby angielski nie był jego ojczystym językiem. Posługiwał się nim perfekcyjnie, miał teksaski akcent, ale coś - oprócz nazwiska - zalatywało tu Meksykiem. Nie, mogła się założyć, że gość nie urodził się w Stanach. - Dla mnie jest ważny - powiedziała, oddychając płytko. Znów czuła szansę, gdzieś, tuż-tuż, w zasięgu ręki. Ten człowiek mógł jej naprawdę pomóc w poznaniu losu syna. Może i był diabłem, nieważne. Jeżeli tylko diabeł może jej pomóc, niech i tak będzie. - Dziesięć lat temu porwano mojego sześciotygodniowego synka -

Jaki lekarz mieszkał w pobliżu wioski, w której porwano dziecko Milli, a potem w pasie granicznym, gdzie znajdowano okaleczone ciała? Tylko Susanna Kosper. Musiał ostrzec Millę. * ** Była połowa października, a Diaz wciąż nie dawał znaku życia. Sprawdź łazienki i zrzucając z siebie brudne ciuchy - Nie pozwolę! Tak przetrwała piekło ostatnich dziesięciu lat: stanowczo odmawiając poddania się. Czasem czuła się jak ci japońscy żołnierze po drugiej wojnie światowej: walczący długo po kapitulacji, której nie przyjęli do wiadomości. Nigdy go nie znajdziesz, mówili ludzie. Zajmij się własnym życiem, mówił jej własny brat. Justin był tak malutki, kiedy go porwano, że dziś nie miałaby szans go rozpoznać, chyba tylko przez test DNA. A nie mogła przecież jeździć po kraju, domagając się wykonania testów DNA wszystkim dziesięciolatkom. Zakładając, że w ogóle był w kraju. Mógł przecież równie dobrze żyć w Kanadzie albo wciąż w Meksyku. Pewna zacna, ale zupełnie zidiociała kobieta an43