uległa.

słyszalne trzaśniecie w drugim końcu korytarza. Przyjmując posadę w Balfour House, chyba popełniła wielki błąd. Po awansach grubego i obleśnego lorda Welkinsa postanowiła, że nigdy więcej nie przestąpi progu domu, w którym mieszka mężczyzna liczący sobie więcej niż piętnaście, a mniej niż siedemdziesiąt lat. Lord Kilcairn okazał się wyjątkowo przystojny, a w dodatku nie ukrywał swojego zainteresowania. Najwidoczniej kompletnie oszalała. Bardzo potrzebowała pracy, a Lucien Balfour był bardzo intrygujący, ale nie zamierzała zostać jego kochanką. Nigdy. Lucien otarł brodę z resztek mydła do golenia, cisnął ręcznik Bartlettowi, wyszedł z apartamentu i... omal nie wpadł na Alexandrę Gallant. Jej obecność zaskoczyła go i przyprawiła o szybsze pulsowanie krwi. Zatrzymał się i skinął jej głową. - Dzień dobry. Gdzie Szekspir? - Jeden ze stajennych wyprowadził go rano, o czym zapewne pan dobrze wie. Sama potrafię zająć się psem. - Ma pani teraz pilniejsze zadanie - odparł, ruszając w dół po schodach. - I dużo trudniejsze. - Lubię poranne spacery, milordzie. Usłyszał, że idzie za nim. - Wątpię, czy znajdzie pani na nie czas. http://www.automarki.com.pl komplementy Roberta Ellisa nie wywoływały u niej żadnego dreszczu. Czuła się raczej poirytowana, że wicehrabia ucieka się do tego rodzaju sztuczek. - Niestety nie mogę sobie przypisać zasługi. Rose ma po prostu dryg do tańca, milordzie. - Ach, tak. Pani również jest urodzoną tancerką. - Dziękuję, milordzie. W tym momencie była wyjątkowo wdzięczna losowi za ten talent. Nie mogła odmówić wicehrabiemu, nie robiąc sceny. I tak budziła zainteresowanie gości. - Cała przyjemność po mojej stronie. Podniosła wzrok i zobaczyła, że partner spogląda przez ogromną salę ku lordowi Kilcairnowi. Hrabia stał po ścianą, lecz nie dostrzegał młodych dam, które próbowały ściągnąć na siebie jego uwagę. Nie miała odwagi spiorunować go wzrokiem, ale on chyba wyczuł jej nastrój, bo uśmiechnął się zmysłowo i uniósł brew.

Dotarł do windy. Gęsto wypełniona, zatrzymywała się na każdym piętrze między pierwszym a szóstym. Wreszcie wydostał się z kabiny i już po chwili stanął przed pokojem Lily. Z bijącym sercem pchnął uchylone drzwi i zatrzymał się zdumiony. Oczekiwał najgorszego - że na przykład przeszła następny atak i ponownie otarła się o śmierć - tymczasem jego Lily siedziała w pościeli i śmiała się w najlepsze. Chichotała niczym pensjonarka, słuchając opowieści Glorii o którymś z jej szkolnych wyczynów. Santos odetchnął z ulgą. Nigdy nie widział Lily tak uszczęśliwionej. Od dawna nie słyszał, żeby zaśmiewała się tak radośnie. Potrząsnął głową. Dopiero co przeszła poważny atak serca, a tu cała promienieje. Dostrzegła go i posłała mu cudowny, zapierający dech w piersiach uśmiech. Poruszony do głębi, poczuł nieznaną dotąd lekkość. Dawno temu poprzysiągł sobie, że będzie się opiekował Lily, że będzie ją chronił bardziej niż własną matkę. Dotrzymał przysięgi. - Victor - zawołała, wyciągając do niego dłoń. - Przyszedłeś w samą porę, żeby posłuchać o pierwszym recitalu pianistycznym Glorii. Sprawdź Po przeciwnej stronie płotu znajdowała się druga Nia- nia, która ostrożnie przedzierała się przez klomby z kwia- tami, ciągle przybliżając się do ogrodzenia. Starała się prze- mieszczać najciszej, jak umiała. Obie zatrzymały się, stanęły nagle w zupełnym bezruchu, lustrując się nawza- jem — zielona Niania spokojnie czekała w ogrodzie, aż po- dejrzany przybysz zbliży się do drewnianych sztachet. Niebieska Niania była większa, przystosowana do opie- ki nad dwójką dorastających chłopców. Jej boki były po- wgniatane i odkształcone od długotrwałego użytkowania, ale magnetyczne chwytaki pozostały mocne i niezwykle sprawne. Oprócz kilku warstw metalu standardowo używa- nych do wzmacniania okolic nosa, model ten wyposażony