– Więc może rodzinne spacery, pani O’Grady? Albo coś ze sztuki walki? Niektórzy to

– Rozwiązania! – Świetnie – odparł cierpko. – Dorzucę swoje dwa grosze, jeśli zechcesz wysłuchać. Społeczeństwo nie jest z gruntu złe. Ale składa się z ludzi, którzy nie potrafią znaleźć sobie miejsca, są przepracowani, znużeni i cierpią na nadwagę. To mieszanka piorunująca, zwłaszcza w przypadku osób, które słabo radzą sobie z kłopotami i mają porywcze charaktery. A skutkiem jest coraz większa liczba niekontrolowanych wybuchów agresji, masowych morderstw i aktów przemocy na naszych drogach. Rainie westchnęła. Potarła skronie. – Znak czasu? – Znak życia w stresie – powiedział Quincy i wzruszył ramionami. – Na szczęście niektóre rozwiązania są dość proste. Można by wprowadzić w szkołach specjalne zajęcia. Uczyć, jak radzić sobie ze złością i stresem, a przy okazji położyć nacisk na umiejętność komunikowania się i samokontrolę. Stan fizyczny też ma wielkie znaczenie. Kiedy psycholog dziecięcy rozpoczyna leczenie, od razu chce poznać nawyki pacjenta związane ze spaniem, ćwiczeniami fizycznymi i jedzeniem. Myślisz, że masz kłopoty z samokontrolą? Postaraj się spać osiem godzin na dobę, jeść więcej owoców i warzyw i solidnie się pogimnastykuj. Jak na ironię coraz mniej ludzi pamięta o tak podstawowych sprawach, a potem dziwią się, dlaczego cały czas są tacy spięci. Rzucił swojej towarzyszce znaczące spojrzenie, po czym jego wzrok prześlizgnął się na stojące przed nią nietknięte danie. Rainie powoli pokiwała głową. http://www.arcus-psychoterapia.pl Władyka posadził pochlipującego Antipę na krześle, podsunął mu pod nos szklankę z ledwie napoczętą herbatą – pij. Odczekał, póki mnich, stukając o szkło zębami, nie zwilży ściśniętego gardła, i zapytał niecierpliwie: – No, co tam się u was w Araracie stało? Opowiadaj. Korespondenci tymczasem zebrali się pod zamkniętymi drzwiami. Postali jakiś czas, na wszelkie sposoby powtarzając zagadkowe słowa „Wasilisk” i „Ararat”, a potem zaczęli się powoli rozchodzić, wciąż gubiąc się w domysłach. Co zresztą zrozumiałe – byli to wszystko ludzie przyjezdni, w naszych zawołżańskich świętościach i legendach niezorientowani. Miejscowi od razu wiedzieliby, o czym mowa. Ale że i wśród naszych czytelników mogą się znaleźć osoby postronne, które w guberni zawołżskiej nigdy nie bywały, a nawet, być może, o niej w ogóle nie słyszały, to zanim opiszemy rozmowę, do jakiej doszło w pomieszczeniu archiwum, poczynimy pewne objaśnienia, które mogą się wydać zbyt obszerne, lecz dla zrozumienia dalszej części

ależ się rozgadałem! To przecież tajemnica – przestraszył się Lew Nikołajewicz. – Powiedziano mi to w największym sekrecie, dałem słowo. Niech pan nikomu więcej o tym nie mówi, dobrze? Tak, tak – powiedział do siebie śledczy i mocno potarł nasadę nosa, żeby złagodzić wściekłe pulsowanie krwi. Tak, tak. – Nikomu nie powiem – obiecał, udając, że ziewa ze znudzeniem. – Ale wie pan co, pan Sprawdź dwa dolary robiła pranie; trzeba tylko zostawić brudne rzeczy przed drzwiami. No i motel nie był wcale taką prowincjonalną dziurą, jak mogło się wydawać. Zainstalowała w nim nowoczesny sprzęt komputerowy, dzięki któremu, gdyby przyszła jej na to ochota, mogła co godzinę sprawdzać notowania giełdowe. Wreszcie podetknęła Quincy’emu pod nos leżącą na ladzie foliowaną listę adresów internetowych miejscowych usługodawców i zaprosiła go na swoją stronę: BigMama. com. Rainie stłumiła uśmiech. Quincy zaczął powoli wycofywać się w stronę drzwi. Chwilę później znaleźli się na parkingu. Z miejsca, gdzie stali, budynek motelu wyglądał jak różowa litera V. – Gdzieś ty mnie przywiozła? – Agent znalazł wejście do swojego apartamentu i wsunął klucz do zamka. – Miejscowy koloryt – odparła Rainie. – Tylko turyści zatrzymują się w motelu numer 6. – A nie mógłbym być po prostu turystą?