- Chwileczkę, przecież dzwoniłem do recepcji i kaza¬łem, żeby ci dano apartament z oddzielną sypialnią, a tu jest tylko jeden pokój. W takich warunkach nie da się zjeść

- Powiedział mi, że jest lotnikiem, bo lata samolotem. I że musi naprawić swój samolot, bo to jest dla niego sprawa życia lub śmierci... Potrafi jednak narysować mi mojego baranka... Mały Książę nie powiedział już nic więcej o swoim spotkaniu z Pilotem na pustyni. Róża jednak rozumiała, dlaczego Pilot stał się przyjacielem Małego Księcia. Sprawił to entuzjazm Pilota, który pozbawiony wszystkiego i zdany tylko na siebie, znowu wzbił się w przestworza będąc jednocześnie dorosłym i dzieckiem. Będąc dorosłym dzieckiem. Róża wiedziała, że dręczące Małego Księcia pytanie "Dlaczego dorośli są tacy dziwni" złagodziła satysfakcja, iż: "Dobrze, że nie wszyscy dorośli są dziwni..." Róża postanowiła pocieszyć Małego Księcia i na moment zagłębiła się w siebie. Po chwili powiedziała do Małego Księcia: - Mam dla ciebie miłą wiadomość. Twój znajomy Pilot wciąż myśli o tobie i właśnie wypatruje na niebie naszej planety... Twarz Małego Księcia rozjaśniło ożywienie w oczach i uśmiech: - I pewnie wciąż się martwi, czy baranek nie zjadł ciebie... "Nie chcę już pić. Potrzebuję przyjaciela. Przyjedź." - choć pod tymi słowami był bardzo nieczytelny podpis, Mały Książę nie miał wątpliwości, że list, doręczony mu przez wędrowne ptaki, był napisany przez Pijaka. Ponieważ Mały Książę dotąd nie otrzymywał ani nie wysyłał listów, ten otrzymany od Pijaka wywołał duże wrażenie na Małym Księciu. Pokazał list Róży i poprosił, by udała się z nim w ponowne odwiedziny do Pijaka. Róża zgodziła się bardzo chętnie, zwłaszcza że nie była pewna, czy Mały Książę zechce ją ze sobą zabrać. Przygotowania do podróży nie trwały długo. Po starannym wyczyszczeniu wulkanów i sprzątnięciu reszty planety Mały Książę ostrożnie wziął Różę w dłonie, przymknął oczy i pochylił się nad Różą. Poczuł znajomy już, http://www.aranzacja-wnetrz.edu.pl ,- Ty! - odparł impulsywnie. - Ja? - Zaśmiała się tym swoim perlistym śmiechem, który lubił coraz bardziej. - Tak, ty! Jesteś niemożliwa! W życiu nie spotkałem kobiety równie upartej, nieobliczalnej, nieodpowiednio ubranej... - O, przepraszam! Ubieram się całkiem odpowiednio. Tyle tylko, że to miejsce nie jest odpowiednie dla mnie. Zirytował się. - Owszem, jest! To, że mówisz potoczną angielszczyzną i chodzisz po drzewach, nie ma nic do rzeczy. Jesteś naj¬bliższą krewną księcia. - Ale samą księżną nie jestem. Jeśli odczuwasz brak takiej kobiety, zaproś z powrotem Ingrid. Aż ją skręca... - Ingrid? Niech idzie do diabła! - wybuchnął. - Aż tak źle to jej nie życzę - powiedziała powoli Tam¬my. - Po co miałabym to robić? Zapadła cisza, a panujące między nimi napięcie stało się nie do zniesienia. Dawno już minęła pora rozpoczę¬cia kolacji, lecz do salonu nikt nie wchodził. Dominik czekał za zamkniętymi drzwiami, przyklejając do nich ucho, co oczywiście było poniżej godności głównego kamerdynera - ale czego się nie robi dla dobra sprawy? Za nic w świecie nie wszedłby teraz do środka i nie przerwałby rozmowy. Teoretycznie nie było czego przerywać, ponieważ za drzwiami panowało milczenie. Tammy wpatrywała się w Marka błyszczącymi oczami, oczekując odpowiedzi na swoje pytanie, a on nie znajdował słów. Faktycznie, czemu miałaby źle życzyć Ingrid albo ja¬kiejkolwiek innej kobiecie? Żadna nie mogła z nią rywali¬zować, żadna nie mogła się z nią równać, pomyślał. Uświadomił sobie, że wciąż trzyma ją za ramiona, a Tammy wcale nie próbuje odsunąć się od niego.

- Nic nie rozumiem. Zmusił się, by wypuścić ją z ramion i odsunąć się od niej. Westchnął. - Jesteś piękna. Jesteś najpiękniejszą kobietą, jaką znam. Jesteś cudowna. Byłbym najgorszym draniem, gdybym wciągnął cię w to bagno. - Jakie bagno? - Myślę o sobie i mojej rodzinie. - Nie musisz mnie wciągać, już w tym siedzę po uszy. Sprawdź Nikt nigdy nie śmiał odzywać się do niego w podobny sposób! Czy ona zapomniała, że zwraca się do księcia ze starego europejskiego rodu? I ta jej angielszczyzna... - Nie daję żadnej nogi. I nie ma potrzeby histeryzować. Będę niedaleko, Renouys leży kilkanaście kilometrów stąd, wspominałem ci o tym. - I stamtąd zamierzasz rządzić? Czemu nie stąd? - Ponieważ tak naprawdę jestem inżynierem, projektuję tamy, zbiorniki wodne, systemy kanałów nawadniających. Nie zamierzam rezygnować z mojej pracy. Tammy parsknęła gniewnie. - Ciekawe! Czy mam ci przypomnieć, że ja jestem den¬drologiem i musiałam zostawić swoją ukochaną pracę? - Możesz ją zacząć w każdej chwili. Tutaj. - A ty nie możesz tutaj robić tych swoich projektów? - zaatakowała. - Teoretycznie tak, ale nie widzę potrzeby... - Ale ja widzę! Nie umiem zarządzać posiadłością, w dodatku tak wielką! Mark wykonał niecierpliwy gest ręką. - O to się w ogóle nie martw. Tu wszystko kreci się samo. - Tak, pani Burchett opowiadała mi, jak dobrze wszyscy na tym wychodzą - skwitowała z gorzką ironią.