- Domyslam sie.

Mały Ramón wciąż kurczowo trzymał się ciotki. Wtulił głowę w zagłębienie jej szyi i oplatał ją pulchnymi rączkami. - W porządku - powiedział Shep. Widział, że jej nie przekona. Zwrócił się do tłumu i podniósł ręce, żeby przyciągnąć jego uwagę. - Możecie teraz pójść do domów. Wszystko jest w porządku. Nie chciał czekać, aż tłum się rozejdzie, tylko zaprowadził Viancę do swojego wozu i pomógł jej wsiąść. Przypięła siebie pasem, a potem usadowionego pośrodku malca i wtedy Shepa dopadły wyrzuty sumienia. Powinien pojechać do domu, do swojej rodziny. Peggy Sue na pewno była zmęczona po całym dniu uganiania się za Donnym i Candice. Kiedy była w ciąży, zawsze narzekała i czuła się zmęczona, a teraz, nosząc w brzuchu piąte dziecko, musiała się bardziej opiekować starszymi, Timmym i Robbym, którzy stawali się dla niej coraz większym utrapieniem. Timmy już wpadł w tarapaty; Shep przyłapał go parę razy na paleniu marihuany z przyjaciółmi. Inna sprawa, że nie powiedział o tym Peggy Sue. A Robby? - Robby kolegował się z tymi cholernymi dzieciakami Dauberów. Shep uważał, że z Robbym zawsze coś było nie w porządku, właściwie już od dnia narodzin. To tak jakby w sześciopaku brakowało dwóch piw. A może trzech. Oczywiście Shep nikomu się nie przyznał, co myśli. Candice była słodka, ale Shep zdążył już się zorientować, że strasznie rządzi swoim młodszym braciszkiem Donnym, okropnym, zasmarkanym, rozlazłym marudą. A teraz następne dziecko w drodze. Cholera. Na razie jednak Shep nie był w stanie myśleć o swoich latoroślach. Wręcz tego nie chciał. Wnętrze wozu wypełnił zapach perfum Vianki. Spojrzał na nią ukradkiem, zobaczył łzę cieknącą po jej policzku i bardzo żałował, że nie może jej zlizać. - Co się stało? - zapytał, wrzucając kolejny bieg. Mijali kilku sąsiadów, którzy powoli wracali do swoich domów. - Madre. Ona... połknęła za dużo pastylek. http://www.akcesoria-bhp.info.pl/media/ jak ta broń znalazła się u mnie. McCallum ukradł mój wóz tamtej nocy. Trzydziestkaósemka była zamknięta w schowku na rękawice. Po wypadku okazało się, że jej tam nie ma, więc albo ktoś ją wyciągnął, zanim wóz wpadł w poślizg i rąbnął w drzewo, albo pistolet zabrano później. Tak czy owak, ja go nie miałem i nie zabiłem Estevana! - Ja to wiem - wykrztusiła. - Dobrze. O to będziemy się martwić później. Na razie lepiej skupmy się na spotkaniu z twoją córką. - Twoją też - zauważyła i zmniejszyła prędkość, bo furgonetka zbliżyła się do cementowego lądowiska, którego pas przebiegał wzdłuż płaskiej części rancza. - Może. - Patrzył jej w oczy przez kilka długich, pełnych napięcia sekund. - Ale musisz brać pod uwagę fakty, Shelby. W żyłach tego dziecka może płynąć krew McCalluma. Lecz i tak pozostaje twoim dzieckiem. - Wiem - przyznała Shelby. Czuła coraz większy chłód w sercu i nie odrywała wzroku od jego stalowoszarych oczu. Wciąż kurczowo ściskała kierownicę. O Boże, jakże pragnęła, żeby to było jego dziecko. - Tylko... po prostu nie mogę w to uwierzyć. - Dziecko niczemu nie jest winne. - Chwycił jej rękę wielkimi, stwardniałymi palcami. Poczuła siłę tego uścisku i

- To nie był wielebny - wyszeptała w koncu, patrzac w podłoge. - Chwileczke. - Walt potarł kark dłonia. - Sadziłem, ¿e ty i on... Dziewczyna potrzasneła głowa. - Wszyscy tak sadzili. O to chodziło. To własnie ten swietny układ, o którym mówił Robert. - Spojrzała na Nicka z Sprawdź koszmar nie znikał. Wizja ze snu była zbyt wyrazna, zbyt realna. Głeboko zapadła w jej umysł, tak jak inna, podobna scena, która nagle z przera¿ajaca dokładnoscia wypłyneła na powierzchnie jej pamieci. - Nie pozwole na to - warknał Alex. - Nie pozwole ci go zabrac. 401 - Tak? To patrz, ty draniu - odpaliła, podchodzac do niego. - Pozwe cie do sadu, nie zawaham sie przed niczym, byle moje dziecko nie dorastało w tej... tej groteskowej sytuacji. Gdzie on jest? - Tu go nie ma. - Kłamiesz!