marzyła, zgodziła się: - Dobrze, Mark, zajmę się Eriką. Pół godziny później Mark zamknął drzwi po wyjściu Alli. Zadowolony, ale speszony z lekka, stanął przy oknie. Wykonał plan, jaki sobie wytyczył. Skontaktował się potem z agencją, która nazajutrz rano miała skierować do niego odpowiednią osobę. Alison zapozna ją ze sprawami firmy, a wieczorem będzie juŜ mogła wprowadzić się do niego, co okazało się zarazem szczęściem, jak i dramatem. Od pierwszej chwili, gdy Jake powiedział Markowi o Alison, jaka to będzie dobra z niej sekretarka, Mark chciał od razu przeprowadzić z nią rozmowę kwalifikacyjną. Kiedy ją zobaczył, mowę mu niemal odjęło i zrozumiał, Ŝe za bardzo mu się podoba, by mógł ją u siebie zatrudnić. Potrzebna mu jednak była dobra sekretarka, a znajomi z miasta twierdzili zgodnym chórem, Ŝe jest najlepsza z najlepszych. Ludzie znali ją z czasów, gdy pracowała w miejskim wydziale oświaty. Natychmiast zaproponował jej pracę z pensją tak wysoką, o jakiej nawet nie marzyła. I nie Ŝałował tego swego posunięcia. Była skromna i okazała się bardzo dobrą pracownicą. JuŜ w pierwszych miesiącach uporządkowała sprawy firmy i nadała im właściwy bieg. Znała się na marketingu, promocjach, reklamie... na wszystkim. Podkreślała znaczenie dobrej roboty, jaką Mark wykonywał, ucząc, przewaŜnie kobiety, działania w obronie własnej. Mark bardzo sobie cenił fakt, Ŝe kobiety w mieście wiedziały juŜ, jak bronić się http://www.activefood.pl ale jej chłodne spojrzenie skierowane było prosto na niego. - Dobrze. - Jej głos był jeszcze bardziej lodowaty niż spojrzenie. - Ale nic, co powiesz, nie zmieni tego, co do ciebie czuję. - Po pierwsze - zaczął szybko, by nie zdołała mu przerwać - gdy Amy wygadała się przy śniadaniu, że być może się we mnie zakochujesz - jej policzki oblał szkarłatny rumieniec -a ja zacząłem mówić, że wcale nie jestem tym zdziwiony i że przyzwyczaiłem się już do kobiet rzucających mi się w ramiona... - Nie musisz mi przypominać! - burknęła. - Nie życzę sobie o tym pamiętać. Ze wszystkich męskich szowinistów, jakich dane mi było poznać, ty jesteś... - Udawałem - wyjaśnił, robiąc krok w jej stronę. Willow
jakiegoś mężczyznę - odcięła się. - Aha! - zaśmiał się. - Ida Trent miała rację, mówiąc, że nienawidzi pani mężczyzn! - To nieprawda! Nie wierzę, by Ida tak powiedziała! - Ma pani rację - przyznał. - Stwierdziła jedynie, że nie R S Sprawdź Clemency posłuchała go z łomoczącym z przejęcia sercem. Niespodziewanie znalazła się w znacznie większym niebez¬pieczeństwie, niż pół godziny temu z Markiem, ale nawet nie zauważyła niestosowności tej sytuacji. Czuła jedynie wszechogarniającą radość, bo całował ją mężczyzna, którego kochała. Nagle Lysander zachwiał się i byłby upadł, gdyby Clemency go nie podtrzymała. - Lepiej wracajmy już do domu, milordzie - stwierdziła, starając się zachowywać normalnie. - Pan jest ranny. Lysander trzymał ją jeszcze przez chwilę, po czym wyprostował się i odparł głosem pozbawionym wszelkich uczuć: - Ma pani rację. Drogę powrotną do domu przebyli w całkowitym mil¬czeniu. 9 Następnego dnia Clemency obudził dźwięk deszczu bębniącego o szyby. Niebo było zasnute szarymi chmurami i znacznie się ochłodziło. Dziewczyna westchnęła i przy¬mknęła oczy. Guz na głowie jeszcze ją bolał i skutecznie rozpraszał wszelkie myśli. Udało się jej w końcu zwlec z łóżka i obmyć twarz w zimnej wodzie. Gdy popatrzyła przez okno, miała wrażenie, że lato się nagle skończyło. Z ulgą przypomniała sobie, że była na tyle przewidująca, by zabrać ze sobą długą ciepłą suknię z szarego kaszmiru. Suknia miała szpiczasty kołnierz i liczne falbanki u dołu; nawet panna Baverstock musiałaby ją uznać za odpowiednią. Wtedy przypomniała sobie. Czyż markiz nie wspominał o jej wyjeździe? Przyłożyła dłoń do obolałej skroni i sta-rała się skoncentrować. Jeśli nawet, to czy dumna panna się nie sprzeciwi? Wróciła myślami do wczorajszego wieczoru, a szczególnie jego nieoczekiwanego finału. Chłodne poranne światło nie dodawało jej otuchy. Czy powinna była pozwolić na ten pocałunek? Gorzej, od¬powiedzieć na niego! Jak będzie mogła teraz spojrzeć mu w oczy? Trudno oczekiwać, że jego lordowska mość puści wszystko w niepamięć! Clemency usiadła na wąskim łóżku i przyłożywszy dłonie do rozpalonych policzków, starała się zebrać myśli. Wie¬działa, że Arabella jest bezpieczna, zajrzała bowiem do niej jeszcze wczoraj po powrocie. Jej ubranie leżało porozrzucane po całej podłodze, a ona spała głęboko. Z pewnością nie wspomni domownikom o nocnej eskapadzie. Clemency obawiała się tylko, czy Molly, gdy zacznie zbierać rano jej ubranie, niczego się nie domyśli. A co z markizem? Jak wytłumaczy widoczne ślady po walce? Upadkiem ze schodów? A jego wczorajsze za-chowanie? Czy możliwe, żeby ją kochał? A jeśli to jedynie następstwo doznanych urazów i alkoholu? Wyrażał się z najwyższym potępieniem o nagabywaniu jej przez pana Baverstocka, możliwe więc, że uzna też swoje poczynania za karygodne. Clemency spostrzegła, że nie ma innego wyjścia - cokolwiek markiz uczyni, ona musi sprawiać wrażenie, iż zapomniała o całej historii. Żeby się to udało, potrzebne jest jedynie opanowanie i spokojna, pełna przyjacielskiej nieświadomości postawa. Najmniejsza oznaka poruszenia z jej strony może tylko oboje wprawić w zakłopotanie i wzbudzić podejrzenia u pozostałych. Przyznała z niechęcią, że musi sprostać temu zadaniu.