bezzębne dziąsła tylko wtedy, gdy Kate pochylała się nad nią albo

jakimś hotelu. -Nie będzie żadnych wolnych miejsc w hotelach aż do Columbii. Wszyscy z wybrzeża jadą w głąb lądu. - Włączyła ekspres do kawy, po czym stanęła przed Richardem. - Pojedziesz z nami? -Oczywiście, że nie. -W takim razie zapomnij o naszym wyjeździe. -Lauro, musisz przedostać się w głąb lądu. -Nie, Richardzie. Nigdzie bez ciebie nie jadę. -Jestem dużym chłopcem. Omiotła go wzrokiem od stóp do głów. -Wiem. - Jej wargi drgnęły. - Ale i tak nie pojadę. -Do licha, jeśli ci mówię, że pojedziesz, to pojedziesz! Skrzyżowała ręce na piersi. -Zmuś mnie. -Do cholery, Lauro, czy ty sobie nie zdajesz sprawy z niebezpieczeństwa? -Nie klnij, Blackthorne. Jeśli ja i Kelly mamy wyjechać, to ty i Dewey też. -Pewnie, już jedziemy. - Sięgnął po telefon i wykręcił numer. - Jeśli będę musiał, zaciągnę was na prom siłą i http://www.abc-budowadomu.edu.pl ROZDZIAŁ SIEDEMDZIESIĄTY DRUGI John trząsł się ze złości. Jak śmieli naruszyć świętość jego mieszkania?! Jak śmieli dotykać jego rzeczy, nie mówiąc już o ich niszczeniu?! Czy ci głupcy jeszcze nie rozumieją, z kim mają do czynienia?! Przeszedł przez zabałaganiony pokój dzienny i zajrzał do kuchni. Stanął na progu i pobladł. Na jego niepokalanych szafkach widniał napis, który wyglądał niczym rana. ,,Dorwiemy cię, dupku’’. John patrzył na szkarłatne litery, czując, że kręci mu się w głowie. Ręce dygotały mu jak w febrze, a oddech stał się płytki i urywany. Zacisnął palce, starając się zachować panowanie nad sobą. Na próżno. Uspokoi się dopiero wtedy, kiedy mu za to zapłacą. Kiedy będą prosić

Luke zatrzymał się, coś szarpnęło jego ciałem, a potem runął na ziemię. Nagle nieprzeniknione ciemności rozjarzyły się setkami świateł. Zrobiło się jaśniej niż w najbardziej słoneczny dzień. Wszystkie reflektory były wymierzone w Johna. Na łodziach pojawili się mężczyźni z bronią maszynową. Sprawdź tę zmianę, tę niecierpliwość. Jego palce powróciły do poprzedniego rytmu, jej ciało go zrozumiało i uległo. Jack znów objął prowadzenie. Jego język penetrował głębię jej ust, a palec, wsunięty głęboko, przywłaszczał sobie jej dziewictwo. Malinda wbiła paznokcie w ramiona Jacka i wygięta w łuk poddała się przeszywającym ją falom najwspanialszej rozkoszy. Czuła się pełna, zaspokojona... czuła się jak w pełni ukształtowana kobieta. JEDNA DLA PIĘCIU 111 Ujęła jego twarz w dłonie. - Kocham cię, Jack - wyszeptała w ciemności.