chciała się przekonać, czy to tajemne pożądanie nie jest jedynie ułudą

zszokowany David znów był blady jak ściana. an43 394 -26- Rozmowa z Davidem była bardzo trudna, ale konieczna. Wychodząc z jego biura, Milla wiedziała, że prawdopodobnie nigdy więcej go nie zobaczy Pożegnała się więc, pocałowała w policzek i życzyła udanego życia. - Możesz już nie przysyłać mi pieniędzy - powiedziała, uśmiechając się przez łzy - To był twój wkład w poszukiwania, powód, by nie zarzucać praktyki chirurgicznej. Nie udałoby mi się bez twojego finansowego wsparcia. Dzięki tobie wiedziałam, że nie muszę martwić się o pieniądze i że mam za co dalej szukać Justina. - Ale co teraz poczniesz? - zapytał stropiony. - Będę robić to co dotychczas, jak sądzę. Szukać zaginionych dzieci. Tylko teraz muszę z tego mieć jeszcze jakąś pensję. Prawda była inna - Milla nie miała pojęcia, co teraz pocznie. Dotychczas całe jej życie kręciło się wokół jednego celu: odnalezienia Justina. Teraz, kiedy wreszcie jej się udało, czuła się jak na końcu http://www.5dniwojny.pl/media/ średniej. Stać ich było na posłanie Justina do prywatnej szkoły. Według wszelkich znaków na niebie i ziemi Winbornowie byli dobrymi, porządnymi ludźmi, którzy bardzo kochali syna i robili, co mogli, aby wychować go na uczciwego człowieka. Nie mogli wiedzieć, że dziecko zostało porwane, odebrane Milli. Powiedziano im, że matka nie była w stanie utrzymać synka, a potrzebowała tak wielkich pieniędzy, by zatroszczyć się o swoje pozostałe pociechy, z których jedną czekała kosztowna operacja oka. Było to wszystko aż nazbyt ckliwe i wzruszające, ale rodzice nie mieli powodu, by wątpić w prawdziwość historii. Prawnik, który z ich strony załatwiał wszystkie formalności adopcyjne, nie miał o niczym pojęcia, więc nie istniała obawa, że Winbornowie poznają prawdę. Zresztą liczyło się dla nich tylko to, że wreszcie mają syna.

Dzieci nie wybierały sobie dni na gubienie się, a porywacze działali zawsze. an43 84 Poleżała jeszcze kwadrans, rozkoszując się tym, że nie musi się Sprawdź przyjemności. - Tego - wyszeptał niskim, chropawym głosem. - Ciebie. Wszystkiego. Wygięła się pod nim, spięła, czując nadchodzącą rozkosz. Diaz przytulił ją mocniej, nie zmylił wolnego, miarowego rytmu aż do chwili, gdy jęki Milli ucichły, jej palce przestały orać plecy mężczyzny, a nogi rozluźniły uchwyt na jego biodrach. Milla opadła na poduszki, zamykając oczy, jej mięśnie były wiotkie, czuła się spełniona. Diaz delikatnie pocałował ją w czoło, potem wycofał się, zakrył jej bezwładne ciało kołdrą i wyszedł z pokoju tak cicho, jak przedtem wszedł. Milla leżała bez ruchu, przysypiając i myśląc leniwie o tym, co